Skull – blefujący harleyowcy (recenzja)

PRZECZYTASZ W 7 MIN

skullPoker – prawdziwy klasyk wśród gier karcianych. Doczekał się wielu odmian i wariacji. Elementy pokera są też stosowane w grach planszowych i karcianych różnego typu.  Doskonałym przykładem tego jest właśnie „Skull”.

„Skull” to gra autorstwa Herve Marly’ego, zilustrowana przez Thomasa Vuarchex’a i Rose Kipik. W  Polsce pojawiła się dzięki wydawnictwu Granna, znanemu na rynku gier planszowych głównie z prostszych, rodzinnych tytułów i gier dla dzieci. „Skull”, mimo nieco może mrocznych grafik, nie odbiega jednak od tego familijnego trendu, zwłaszcza pod względem prostoty reguł gry.

Warto wspomnieć, że „Skull” na polskim rynku pojawiła się już w 2013 r. pod postacią „Gringo”. Wówczas zmieniona została oprawa graficzna gry, a sam tytuł „polecany” był przez Wojciecha Cejrowskiego. W „Gringo” gracze wcielali się bowiem w tytułowego podróżnika i zdobywcę (gringo to w Ameryce Południowej potoczne określenie turysty). Tym razem jednak wydawca postanowił zachować szatę graficzną francuskiego pierwowzoru „Skull & roses”, który „opowiada” o pojedynkach gangów motocyklowych i wyróżnia się grafikami, nawiązującymi do tatuaży rockandrollowców przemieszczających się na swoich harleyach.
Zanim jeszcze przejdziemy do szerszego opisu samej gry, dodamy tylko, że „Skull” to laureatka nagrody Gra Roku we Francji w plebiscycie „As d’Or” z 2011 r. Jeszcze w tym samym roku zdobyła dwie kolejne nominacje – do „Spiel des Jahres” i „Golden Geek” (oczywiście, w kategorii gier imprezowych), by w 2012 r. ponownie otrzymać nominację do nagrody „Golden Geek” (w tej samej kategorii). W momencie pisania niniejszego tekstu gra jest na solidnym, 31 miejscu w „party-rankingu” serwisu BoardGameGeek.

Zawartość pudełka Skull

W niewielkim kartonowym pudełku znajdziemy 24 żetony z ilustracjami różnorodnych czaszek i kwiatów na awersach, pięknie zdobione fantazyjnymi wzorami na rewersach.  Ich wykonanie zasługuje na szczególną uwagę. Wzrok przyciągają nie tylko specyficzne grafiki, ale także połyskujące elementy na rewersach.

Oprócz tego w pudełku jest 7 drewnianych krążków, którymi gracze zaznaczają punkty zdobyte podczas rozgrywki. Mamy też dobrze napisaną, popartą przykładami, 8-stronicową, kompaktową instrukcję. W grze nie ma skomplikowanych zasad. Jednokrotne, uważne przeczytanie reguł gry powinno wystarczyć, by później już nie wracać do wertowania instrukcji w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, co do zasad gry. W „Skull” nie ma bowiem nic specjalnie zawiłego i problematycznego. Wszelkie ewentualne wątpliwości rozwiewają załączone przykłady.

Zamiast pięknie wydanych i zilustrowanych żetonów mogłyby być 24 karty, a zamiast 7 drewnianych znaczników – kolejne 7 kart symbolizujących punkty zwycięstwa (jak np. w „Spiskowcach” czy „Zapraszamy do podziemi”). Całość można by więc zamknąć w niewielkim pudełku z 31 kartami i instrukcją. Można by, ale po co? To właśnie te kolorowe, solidnie wykonane, żetony czynią „Skull” wyjątkową i charakterystyczną grą. Swoją drogą, żetonami gra się całkiem przyjemnie. To wszystko, co podaje nam na tacy – a właściwie w pudełku z grą – wydawnictwo Granna, ma swój niezaprzeczalny urok.

Gdzie ten blef?

„Skull”, mimo pięknych grafik na żetonach, nie jest grą z klimatem. Główną rolę gra tutaj mechanika, na której została oparta rozgrywka. Przebieg gry przypomina nieco pokera. Zwycięża w niej ten, kto dwukrotnie wygra licytację i zgarnie (odkryje) zalicytowaną liczbę żetonów z kwiatami. Wygrać można również wtedy, kiedy zostaniemy sami na placu boju, tzn. jako jedyni będziemy jeszcze posiadać żetony.
Jak to działa? Każdy gracz otrzymuje po 4 żetony w jednym, wybranym przez siebie kolorze. Wśród żetonów gracza są 3 z rysunkiem kwiatu i 1 z rysunkiem czaszki. Najpierw, na „pokerowe otwarcie”, gracze wybierają jeden ze swoich żetonów i kładą go przed sobą. Dzięki temu zawsze mamy jakąś pulę startową żetonów, o które będziemy się licytować. Następnie, poczynając od pierwszego w danej rundzie gracza, są dwa wyjścia – gracz może dołożyć kolejny żeton do swojego wyłożonego wcześniej (kładąc go zakrytego na poprzednim), albo rozpocząć licytację. Jeśli zostanie rozpoczęta licytacja nikt już nie dokłada w tej rundzie kolejnego żetonu. Zamiast tego gracze kolejno licytują się, podając liczbę, która oznacza ile żetonów z kwiatami będą w stanie kolejno odkryć (spośród tych, które wszyscy dotychczas wyłożyli na stół). Co oczywiste, największą możliwą do zalicytowania liczbą jest równowartość liczby żetonów znajdujących się na stole (wyłożonych w danej rundzie do momentu rozpoczęcia licytacji). 

Po zakończeniu licytacji następuje etap odkrywania żetonów przez jej zwycięzcę. Ten odkrywanie żetonów zaczyna od tych, które sam zagrał. Następnie odkrywa żetony innych graczy, ale zawsze zaczynając od tego żetonu, który leży najwyżej na stosiku wybranego gracza. Jeśli wśród odkrytych żetonów (zgodnie z wylicytowaną ich liczbą) nie było czaszki, gracz zdobywa punkt zwycięstwa (dwa takie punkty dają mu wygraną w grze). Jeżeli jednak w trakcie odkrywania gracz natknął się na czaszkę, wówczas przerywa dalsze odkrywanie żetonów. Wszystkie wyłożone żetony wracają do graczy, a „pechowiec” musi odrzucić jeden ze swoich żetonów (nie będzie mógł z niego korzystać już do końca gry). Odrzucany żeton (bez podglądania go), wybiera losowo gracz, którego żeton czaszki spowodował porażkę u zwycięzcy licytacji. Takie rozwiązanie sprawia, że gracze nie będą wiedzieli, jakiego żetonu pozbył się nasz pechowiec. Ten z kolei po porażce będzie miał mniejsze pole do manewru podczas kolejnych zagrań. Ciekawym rozwiązaniem jest też to, że gracz, po wygraniu licytacji w pierwszej kolejności odkrywa żetony wyłożone przez siebie. Jeśli więc blefował i chciał „wkopać” współgraczy, samemu wykładając wśród swoich żetonów ten z czaszką, wówczas już praktycznie bez odkrywania żetonów innych graczy wie, że jeśli wygra licytację, trafi na czaszkę. Marnym pocieszeniem pozostanie wówczas to, że taki gracz sam wybierze, jakiego rodzaju żeton odrzuci z gry. Gracz, który straci wszystkie swoje żetony odpada z gry.

To jest właśnie cała zaleta „Skull” – żeby wygrać trzeba próbować przewidywać zachowania innych graczy, starać się wyczuć moment, w którym możemy zablefować, wyczuć czy warto wchodzić w licytację, czy też nie. Ważne jest też, by przewidzieć, jaką kwotę wywołać podczas licytacji. Odpowiednio prowadząc licytację, blokując innych graczy trafnie zalicytowaną liczbą żetonów, możemy zamknąć im drogę do zwycięstwa w danej rundzie.
Czasem też opłaca się wygrywać tak naprawdę z góry przegrane licytacje, aby nie dać innym graczom odnieść kolejnego zwycięstwa i pozwolić na zdobycie drewnianego znacznika. Zwłaszcza jeśli miałby to być już drugi znacznik dla któregoś z rywali, a tym samym kończący rozgrywkę jego wygraną.
W „Skull”, podobnie jak w pokerze, niesprawdzone żetony (czy jak w pokerze – karty) nie są okrywane po zakończeniu rundy. Dzięki temu do końca nie zdradza się zagrań, zachowań czy też przyjętej taktyki przez poszczególnych graczy. Nieodkryte po etapie licytacji żetony, podobnie zresztą jak i te odkryte, wracają do właścicieli.
Pojedyncza partia trwa mniej więcej od 15 do 30 min, jak podano zresztą na opakowaniu. Ostatecznie sporo zależy tu od liczby graczy i tego, w jaki sposób grają. Przy 3 osobach całość może faktycznie potrwać te 15 minut, a nawet krócej. Przy pełnym, 6-osobowym składzie, jeśli punkty zwycięstwa będą trafiały do różnych graczy, czas rozgrywki będzie już dłuższy. Co ciekawe, w „Skull” można grać też w większą liczbę osób – wystarczy wykorzystać dodatkowe komplety żetonów z kolejnego egzemplarza gry. Instrukcja zaleca jednak grę w składzie poniżej 10 osób.

Piękno tkwi w prostocie

„Skull” to prosta gra, od której nie ma co oczekiwać zawiłej strategii czy skomplikowanego planowania. Mamy za to przyjemną, emocjonującą rozgrywkę z elementami blefu i odpowiednią dawką losowości. Doskonale sprawdzi się na imprezie, podczas rodzinnych spotkań oraz jako krótki przerywnik pomiędzy trudniejszymi tytułami.
Gra może szczególnie przypaść do gustu miłośnikom pokera, gier licytacyjnych, a także rozgrywek z nutką blefu. Podczas rozgrywki w naszym gronie pojawiało się sporo „pokerowych” emocji, przeplatanych pełnymi tajemnic spojrzeniami i sporą satysfakcją ze zwycięstwa, kiedy to udawało się wyprowadzić w pole przeciwników, zwłaszcza nieszablonowymi rozwiązaniami. Pojedyncza gra trwa dość krótko, nie ma więc problemu, aby zagrać kolejną partię, pozwalając na odegranie się tym, którzy ponieśli porażkę.


Istotne znaczenie w „Skull” ma liczba graczy biorących udział w rozgrywce. Co prawda, już przy 3 osobach w jest ciekawie, ale wtedy mamy mniej żetonów do odkrywania, a sama rozgrywka trwa krócej, może nawet za krótko. Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak przy 5 i 6 graczach, kiedy licytacja nabiera „rumieńców”, a na stole jest więcej niewiadomych – więcej żetonów do odkrycia.
Dużo zależy też od towarzystwa, które zabierze się za „Skull”. Jeśli gracze wczują się w pokerowe zagrywki, pojawią się słowne próby podpuszczania współgraczy podczas wykładania żetonów czy też samej licytacji, wówczas gra zdecydowanie nabierze „rumieńców”. Jeśli gracze nie będą potrafili blefować i ograniczą się tylko do losowego wykładania żetonów, gra może sporo stracić na swoim imprezowym charakterze.
„Skull” można nabyć w cenie od ok. 30 do 40 zł. Komponentów nie ma tu zbyt wiele, więc 40 zł może wydawać się sporo, jak na to za co płacimy. Biorąc jednak pod uwagę jakość wykonania żetonów i frajdę, jaką dawała nam rozgrywka w „Czaszkę”, nie żałujemy pieniędzy, które na nią wydaliśmy. Im bliżej tej dolnej granicy uda Wam się nabyć grę, tym bardziej nie ma co się zastanawiać nad jej wypróbowaniem. Zwłaszcza, jeśli ktoś lubi proste, a jednocześnie emocjonujące gry towarzyskie. To jak, sprawdzicie, czy nie blefujemy?

Zalety i wady gry „Skull”:

(+) proste zasady
(+) sporo emocji podczas rozgrywki
(+) oryginalnie zilustrowane żetony
(-) istotnych wad nie stwierdzono 🙂

Nasza ocena gry: 4.5

Udostępnij na:

Jeśli warcaby można uznać za pełnoprawną grę planszową, to właśnie one były pierwszą „grą bez prądu”, którą poznałem, polubiłem i do dziś nie odmówię partyjki. W dzieciństwie zagrywałem się także w planszówki i karcianki, które były dodawane do „Kaczora Donalda”. Do dziś mam klika w swojej kolekcji. Jako statystyczny polak uwielbiam rosół, schabowe i gry z mechaniką deckbuildingu. Zawodowo copyrighter, ale w zupełnie innej branży, a prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Bez końca mogę oglądać sport w TV, a szczególnie piłkę nożną, siatkówkę, MMA i snookera.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.